wtorek, 30 sierpnia 2011

Byłam, widziałam, podziwiałam

Niezłą gratką dla miłośników lotnictwa był odbywający się w sobotę i niedzielę Air Show w Radomiu. I my, czyli ja, szanowny małżonek i latorośl znaleźliśmy się w gronie podziwiających podniebne ewolucje.

Fanami lotnictwa może nie jesteśmy, ale wrażenia z widowiska są nie do opisania, aby zrozumieć trzeba zobaczyć to na własne oczy. Nawet kilku godzinna podróż była tego warta.

Mała Pani początkowo była bardzo zainteresowana wielkimi machinami. Biła brawo i unosiła rączki w górę z okrzykiem „Takie duże”. Jednak szybko się znudziła i postanowiła ułożyć się do snu. Nie przeszkodził jej w tym nawet huk przelatujących samolotów, ani głos prowadzącego imprezę wydobywający się z głośników. Dzięki czemu mogłam w spokoju obejrzeć choć część pokazów.

Dla zainteresowanych wrzucam kilka moich nieudolnych zdjęć.








Przy okazji tego wydarzenia mieliśmy okazję odwiedzić jedną z moich naj…najbardziej ulubionych cioć, u której zresztą cały pobyt spędziliśmy. Teraz liczę na przyjazd cioci w nasze skromne progi : )

Ale żeby zadość uczynić tematowi bloga tuż przed wyjazdem uszyłam dwie saszetki. Pierwsza, zamykana na zamek przeznaczona jest na bieliznę. Szyta była na prędce, po tym jak wyobraziłam sobie walające się po torbie skarpety i majtasy- czego zresztą bardzo nie lubię. Zawartości drugiej zdradzić na razie nie mogę, ponieważ to temat na osobną notkę. Niestety nie nadarzyła się okazja na prezentację, a zarazem wypróbowanie ustrojstwa w niej skrywanej.



Nim się pożegnam muszę pochwalić się jeszcze podarkami od cioci [dzięki mnie ma teraz jedną wolną szufladę :) ]



Dobrej nocki życzę wszystkim!

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Pieluszkownik…czyli kosmetyczka na przybory higieniczne dla dziecka

Okres pieluszkowania rządzi się swoimi prawami, nawet u malucha, który już całkiem malutki nie jest. Osobiście mam nadzieję, że zbliżamy się już ku jego końcowi i za jakiś czas pieluchy nie będą nam towarzyszyć na każdym kroku. Póki jednak stan rzeczy jest jaki jest nic innego nie pozostało jak uszyć coś do estetycznego przechowywania różnych higienicznych drobiazgów, zwłaszcza że nasz stary pieluszkownik jest już w opłakanym stanie.

Nowy twór pomieści nie tylko pieluchy, ale także chusteczki nawilżane, paklanki, a także jakiś niewielki ciuszek.

Dostosowany jest także do podróż mniejszych i większych. Dzięki guziczkom regulować można jego wysokość.






Pojawił sie także znajomy guziczek.

Z rozpędu uszyłam kolejne kapcie, które będą podróżować razem z nami w pieluszkowniku. Środek podeszwy przepikowany jest w pionowe węższe i szersze pasy i „ozdobiony” niezawodnym ABS Lateksem.





Przybornik miał wczoraj swoje pierwsze wyjście, dziś z kolei drugie. Sprawdził się!!!


A tak już całkiem prywatnie- malutką od soboty bolała nóżka, za mała jest jednak na to, aby dokładnie pokazać, w którym miejscu. Dziś zwarta i gotowa pojechałam z nią do lekarza pierwszego kontaktu, a stamtąd do szpitala na chirurgię, gdzie okazało się, że lekarz będzie dostępny najprędzej za 1,5 godziny. Po za tym byłam trzecia w kolejce i nikt się nie palił żeby mnie przepuścić, więc trochę bym sobie poczekała.

Takie zachowanie jest trochę bezduszne. Bo cóż takie dzieciątko rozumie. Jego sposób postrzegania świata różni się od tego, który pojmowany jest przez umysł dorosłego. Jakieś stanie w kolejce to nie jego bajka.

Ale wracając do tematu- długo nie zastanawiając się, ze szpitala wyruszyłam do przychodni, przecież miałam w garści skierowanie, więc co za różnica do którego doktorka pójdę. Zostałyśmy z małą przyjęte dość szybko. Na szczęście okazało się, że to nie jest ani zwichniecie, ani żadna tego typu historia, niestety nie stwierdzono powodu bólu. Zostaliśmy odesłani do domu z maścią- niestety maść nie nadaje się dla dzieci. Rozumiem, że lekarze nie muszą znać ulotek wszystkich leków, ale są pewne książki, w których można sprawdzić pewne dane, więc to chyba nie jest aż taki problem dostosować lek do wieku pacjenta?! Ale trudno, będziemy szukać innych rozwiązań.


Dzisiejsza wyprawa trochę mnie umęczyła. Po za tym okazuje się, że jedna z moich dużych torebek okazała się być jednak za mała dla dwóch dziewczyn. Myślę, że to najwyższy czas, aby pomyśleć o uszyciu sobie dostatecznie dużego torbiszcza, właśnie na takie wyprawy.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Top

Tak jak sugerowałam w poprzednim poście, dziś będzie o bluzce, a raczej topie, który skończyłam we wtorek.

Wykrój na niego pochodzi z sierpniowej Burdy (8/2011). Nie obeszło się jednak bez pewnych przeróbek- mój dekolt idzie lekko w szpic i ozdobiony jest kwiatem, długość też trochę inna (ale o tym później), po za tym pojawiły się zaszewki z przodu.


Mimo iż do najszczuplejszych nie należę, wydaje mi się, że lepiej mi jest w fasonach lekko przylegających do ciała, ale nieopinających go. Początkowo uszyłam ją wg burdowej propozycji, ale po przymiarce stwierdziłam, że musi jednak zostać trochę zwężona w talii. Jak pomyślałam tak zrobiłam.

Materiał pochodzi z wygrzebanej na strychu spódnicy. Może pamiętacie długie, kopertowe spódnice wiązane na troczek? Niestety nie była długa na tyle żeby mogła z tego powstać sukienka. Dlatego top niewiadomo czy jest sukienką czy tuniką, choć chyba raczej to drugie. Tak sobie teraz siedzę i się zastanawiam, skrócić go czy nie.

A oto efekt. Niestety po zrobieniu zdjęć zauważyłam dopiero, że nie była wystarczająco dokładnie wyprasowana. Za co oczywiście przepraszam. Zdjęcia niestety robiłam sama i naprawdę nie chce mi się tego powtarzać.












Po za tym biorę udział w pierwszym candy organizowanym przez Susannę. Ogłoszenie wyników 31 sierpnia- może tym razem szczęście się do mnie uśmiechnie, kto wie.













środa, 17 sierpnia 2011

Guziczki

Miało być o bluzce, którą wczoraj skończyłam, ale będzie o guziczkach. Bluzka poczeka do następnego posta, a tym czasem będzie miała okazję się zadomowić i rozgościć.

Szukałam ostatnio w pasmanterii kolorowych guziczków. Nie wiem po co mi one, ale potrzebę posiadanie trzeba było zaspokoić. Niestety nie znalazłam nic ciekawego, co by warte było bliższej uwagi. Kupiłam tylko dwa malutkie z Hello Kitty w myśl zasady lepszy rydz niż nic. Na razie leżakują w puszcze z innymi guzikami.

Zasiadłam pewnego wieczoru, aby się nie nudzić i nie dręczyć męża kolejny wieczór stukotem maszyny ulepiłam sobie kilka sama. Na razie apetyt został zaspokojony.



Po za tym w międzyczasie tzn. kończeniem bluzki o której było wyżej a zabawą z modeliną, zajmowałam się samymi nudnymi rzeczami. Podłożeniem kilku zasłon mamie, przerobieniem dzwonów na rurki, skłóceniem kilku par spodni. Dziś z tych nudnych zajęć chyba się wyrwę i uszyję coś od podstaw. A kolejne spodnie czekające na przeróbkę jeszcze trochę poleżakują.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Była sobie bluzka

Była i wisiała bezużyteczne w garderobie.


Aż przyszedł czas by ją w jakiś sposób znów reaktywować do życia i tak powstała lekka i zwiewna spódniczka. Zrecyklingowany ciuch bardzo szybko znalazł sobie nową właścicielkę, a raczej ona jego. Młoda osóbka zauważyła ją, gdy powiewała na wietrze, zobaczywszy jej zachwyt ni chwili się nie zastanawiałam. Pomyślałam, że jej będzie pewnie lepiej służyć niż mi.

Uszyłam ją ponad trzy tygodnie temu, ale dopiero teraz dostałam zdjęcia od nowej właścicielki, a zarazem na nowej właścicielce. Efekt końcowy, więc przedstawiam.


piątek, 12 sierpnia 2011

Dusza dziecka…

… się we mnie zrodziła i zapragnęła coś sobie ulepić. I bardzo się dusza ta cieszyła, gdy wszystko się już w piekarniku piekło, czekając niczym na pyszne łakocie. Oczywiście właścicielka duszy większości tych rzeczy nie nosi. W końcu matce i żonie nie wypada przystrajać się w dziecięce błyskotki.

Lepienie to jednak miało jakiś sens, bo moimi ulubionymi kolczykami stały się zielone kulki z cekinami, od czasu do czasu kostkami też nie pogardzę.



wtorek, 9 sierpnia 2011

Majteczki w kropeczki i torebeczki

Moja Mała ma przesłodką sukieneczke w kropeczki. Sukienka jednak jest dość kusa i przy mniejszych lub większych figlach spod jej rąbka wychylał się pampersiak. Problem ten zostanie zlikwidowany dzięki majtaskom, które wczoraj uszyłam. Można powiedzieć, że częściowo jest to recykling- wstążkę wypruła mama, zdaje się, że ze swojej starej sukienki, a guzik jeśli tak mogę go nazwać, bo w zasadzie guzikiem nie jest powstał z plastikowej miarki do mleka (których zresztą mam masę, bo przecież u mnie nic się nie zmarnuje, więc wszystko skrzętnie przechowuje) i mojego różowego t shirt’a, którego i tak właściwie nie ubierałam, bo nie lubię nosić różowego, no ewentualnie po domu (właściwie nie wiem po co go kupiłam).



Mała dama nie może nie mieć własnej torebeczki. Teraz jednak wiem, że mogłam poczekać z ich wykonaniem, bo jednak jest jeszcze za malutka i nie specjalnie zdaje sobie sprawę z ich funkcji. Na razie szura nimi po podłodze, sporadycznie coś w nie włoży. Ale nic to- zaczekają aż podrośnie.

Różowa to twór skrawkowy czyli co zostało z szycia innych rzeczy to zastosowałam.




Biała robiona na szydełku. Tylko zamek ma zbyt masywny, niestety nie posłuchałam wewnętrznego głosu, który mi mówił „weź delikatniejszy zameczek”, tylko głosu pani ekspedientki mówiącej „jak to, do torebki musi być ten zamek, mocy i gruby”. Na szczęście zmądrzałam i już tam nie kupuję, bo tego typu historii było więcej.




I na koniec trochę się pochwalę. Po tym jak mój szanowny współmałżonek żalił się moim rodzicom jak to cowieczorny stukot maszyny mu przeszkadza, przegrzebali strych i oto co znaleźli i mi ofiarowali (z brązowej flanelki już w ostatnim poście pokazywałam worki).





sobota, 6 sierpnia 2011

Organizacja kącika dziecięcego

Podglądacze- zaglądacze w akcji:



Moja Mała Pani nie posiada jeszcze swojego własnego pokoju, gdzie mogłaby przechowywać swoje skarby i zabawki, a zresztą jest jeszcze za mała na samodzielne „mieszkanie”. Póki sytuacja się nie zmieni, a przede wszystkim my Rodzice nie zorganizujemy jej takiego miejsca, wszystkie zabawki są zgromadzone w pokoju dziennym.

Gdy przyszła na świat było ich stosunkowo mało i wszystkie mieściły się na dnie kosza. Z czasem jednak zbiór się powiększył, a kosz stał się mało wystarczający. W związki z tym powstały dodatkowe „narzędzia” do przechowywania.



Ups!!! Jedna książeczka się nie schowała.


Worki z aplikacjami w swych czeluściach skrywają zabawki mniejsze. Natomiast aplikacje nanoszone są w dwa różne sposoby.

Rybka -> różowy materiał podszyłam wewnątrz, po czym z zewnętrznej strony wycięłam motyw.


Literka L naszywana jest na zewnętrznej stronie, co skutkuje tym, że przy bliższym przyjrzeniu się lekko prześwituje brązowa kratka.



Wór na klocki usztywniony jest grubym kartonem. Na razie karton daje radę nawet jak Mała na nim siada (do czasu!). Będzie jeszcze ozdabiany- na razie czeka na pomysł.


Organizer na literaturę dziecięcą- tak samo jak kosz, z czasem stał się mało wystarczający, więc na książeczki należałoby także stworzyć coś dodatkowego (w tej materii także czekam na jakiś pomysł- jak się pojawi to go zrealizuje- na razie jakieś przebłyski są).



Spodenki

Małymi kroczkami (dosłownie!)  przygotowuję się do nadejścia zimy, w końcu trzeba spojrzeć prawdzie w oczy-ona nadejdzie. Słoiki z sałatkami popasteryzowałam, będą idealnym dodatkiem do zimowych obiadków. Większość już zagrzała sobie miejsce w spiżarni, trzy z nich jednak przyodziały czapeczki i rozgościły się na kuchennym blacie.


Z tymczasowego braku innego pomysłu etykietki zrobiłam im (im tzn. nie tylko oczapkowanym, ale wszystkim) z taśmy malarskiej. Jest to łatwy i szybki sposób na opisanie przetworów. Kiedyś bawiłam się w drukowanie, wycinanie i naklejanie. W tym roku odpuszczam to sobie i idę na totalną łatwiznę, a co... mi także może się nie chcieć.

A teraz przejdźmy do tematu.
W SH znalazłam kiedyś bardzo rzadziutki sztruksie, w radosnych dziecięcych kolorach. Plan początkowy przewidywał uszycie organizera na łóżeczko, ale nie mogę się za to zabrać więc na razie uszyłam spodenki. Tutek na nie znalazłam tu.



I jeszcze modelka w nowych spodenkach.



Pomyślałam także o sobie. Z nadzieją na nadejście jeszcze prawdziwie letniej pogody sprawiłam sobie krótkie spodenki. Tutka jednak na nie nie będzie, bo wykrój zrobiłam sama, podpierajac się o szablon starych gatek, które musiałam spróć do zwężenia :)

Może szału nie ma, ale one własnie takie miały być, zwykłe luźne gatki, aby ciało czuło się swobodnie. Choć myślę sobie, że mogłabym im doszyć jakąś kieszonkę, zawsze przydałaby sie na jakieś drobiazgi.


Przydasie

Zakochałam się w pikowanych kołderkach, narzutkach i tym podobnych. Kilka dni temu zamówiłam ocieplinę, wczoraj do mnie dotarła. Byłam jej bardzo ciekawa, bo nigdy nie miałam z nią do czynienia. A że babska ciekawość nie zna granic już tego samego wieczoru musiałam ją zaspokoić. Na narzutkę jest jeszcze za wcześnie jak dla mnie (za dużo pracy na raz, no i muszę się wgryźć w temat), więc zrobiłam koszyczek na piloty, które walały się po całej ławie.



Koszyczek nie ma zewnętrznej ani wewnętrznej strony, można go dowolnie przewracać.

Piloty zamieszkały już w swoim „domku”.


P.S. Wiem, zdjęcia trochę prześwietlone

Pikowanie miało początkowo tworzyć kratkę, ale w trakcie zamarzył mi się kwiat na środku.