Jak przez palce czas uciekł niczym szalony. Czas dzielony miedzy pracę, a dom, dom a pracę skutecznie odciągnął mnie od bloga i ograniczył zapędy krawieckie. Oczywiście szyłam, niewiele ale szyłam, bo "zarażona" jestem na całego.
Te czasowe ograniczenia spożytkowałam na wykonanie w moim mniemaniu czegoś wyjątkowego dla swojego dziecka, czegoś co będzie cieszyć oko każdego dnia, czegoś tak pracochłonnego, aby mi się odbiło czkawką na długo.
Dziergałam i dziergałam... całą wieczność ... kwiatek po kwiatku...
Szydełkiem wszystko "zszywałam"... kwiatek do kwiatka... blok do bloku...aż skończyłam
Aż wydziergałam w środku zimy łąkę dla Len (a skończyłam ją pod koniec listopada).