Naiwnie myślałam, że wiosna już niebawem zacznie nam machać, a im mocniej się na to nastawiam tym dosadniej zima zaczęła o sobie przypominać. Sypie już drugi dzień, jakby nie miało to mieć końca. Luty to zawsze dla mnie nieprzychylny miesiąc. Brak słońca daje się mocno we znaki, a poziom frustracji rośnie. Lena jakby nie zdawała sobie z tego sprawy, właśnie oplotła całe mieszkanie niebieskim kordonkiem- dziś będzie pająkiem, a ja bocianim krokiem muszę przemierzać pomieszczenia, aby tej jej pajęczyny przypadkiem nie zniszczyć. Zamykam oczy i liczę do dziesięciu, a w myślach powtarzam w kółko "tylko się nie denerwuj, tylko się nie denerwuj".
Skoro na razie nie mogę liczyć na słońce za oknem, więc je sobie uszyłam, i błękitne niebo, i łączkę zieloną. Na dobrą sprawę dopiero teraz wiem, że to moja podświadomość mi nakazywała... że to ta tęsknota za ciepłymi promykami słońca.
i majowy deszczyk :)
A na koniec prosta spódniczka dla Len. Miało być coś z akcentem księżniczkowym, bo ona teraz na tym etapie, że codziennie chce się "ubierać w księżniczkę", ale przemówiłam do rozsądku dziecięciu, że księżniczki takie też noszą :)