poniedziałek, 31 grudnia 2012

Przedświątecznie poświątecznie

Nieoczekiwane problemy z komputerem sprawiły, że post przedświąteczny przeniósł się nieco w czasie. Teraz sobie myślę że może to i dobrze, bo mogłam się skupić bardziej na przygotowywaniach świątecznych i nie dzielić czasu między komputer, a domowe obowiązki. Choć przyznam, że w tym roku nie spinałam się zbyt mocno, wiedziałam, że większość świąt spędzimy poza domem, goszcząc się to tu to tam.

Przed świętami powstało kilka ozdób do domu, które wzmacniały wizualnie ten piękny czas.








Oraz zawieszek sztuk dwa razy więcej niż na zdjęciach, które przed świętami schowałam do kosza, a gdy przyszedł na nie czas zapomniałam oczywiście o nich. Zatem zamiast dekorować wylegiwały się w tym koszu całe święta :)



 


Po za tym odzyskałam Kornelkę, co więcej odzyskałam ją jeszcze przed świętami. Niestety nie miałam okazji wydobyć jej jeszcze  z kartonu. Oczywiście uczynię to niezwłocznie w nowym roku czyli już tuż tuż....

A tymczasem lecę przygotowywać się przed sylwestrową zabawą, którą  spędzę jak zwykle w gronie przyjaciół.

Wam życzę również szampańskiej zabawy, pogody ducha i wiele szczęścia w Nowym Roku.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Piłki z tasiemkami

No i stało się... zajechałam Kornelkę. Już miałam o niej dobre słowo napisać, że całkiem dobra, że sprawuje się bez zastrzeżeń i szyje bardzo dobre...aż tu bach trach i coś się zacięło.  Starego Łucznika zmęczyłam już dobrych kilka tygodni temu, a teraz i Kornelka odmówiła posłuszeństwa. W ten sposób zostałam bez maszyny, przed samymi świętami, gdy przychodzi czas na szycie prezentów :(

Na szczęście mam do pokazania jeszcze kilka rzezy, które powstały przed awarią, m. in piłka  którą z Len bawimy się w zbijaka. Rzucamy w siebie piłką, kto trafi ten wygrywa :) Pomyśleć można matka- sadystka, rzuca w dziecko, ale piłka jest lekka i miękka, więc nikomu krzywda się nie dzieje.


Szycie piłek tak  mi się spodobało, że uszyłam jeszcze trzy sztuki, zaopatrzone w dodatkowy gadżet- grzechotkę w środku.  Szkoda że przy pierwszej tego nie zrobiłam, bo Len mnie teraz pyta dlaczego jej nie "brzęka", a nie "brzęka" bo matka zapomniała, że miała umiejscowić wewnątrz ową grzechotkę, ale przypomniała sobie o tym dopiero gdy piłkę skończyła.




 ☺  ☺  ☺

Po za tym co bardzo mnie zaskoczyło, otrzymałam aż sześć wyróżnień

 Od Zorry, od Grubych Nici, od DHF, od Ani, od Sabik oraz od Izabeli.

Nominacja Liebster Blog jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów (poniżej 200) ,więc daje to możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu wyróżnienia należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. 

Co za tym idzie zaczęłam odpowiadać na wszystkie pytania, a mało ich nie było, gdy skończyłam zabrałam się za nominacje kolejnych blogów i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że na mojej liście obserwowanych  prawie nie figuruję takie z liczbą obserwatorów mniejszą od dwustu, a przynajmniej nie w takiej liczbie, która pozwalała bym dopełnić zabawy. 

Tak więc dziękuję dziewczynom za nominację, ale niestety nie puszczę zabawy dalej w blogowy świat :(

1. hotel czy camping
2. miasto czy wieś
3. kino czy teatr
4. komedia czy przygodowy
5. makijaż czy naturalnie
6. spodnie czy spódnica
7. biżuteria czy perfumy
8. gotowanie czy pieczenie
9. bigos czy lasagna
10.kok czy rozpuszczone
11.ze śmietanką czy bez;-)

Read more: http://malachitowa-laka.blogspot.com/#ixzz2DhH9qahc
1. hotel czy camping
2. miasto czy wieś
3. kino czy teatr
4. komedia czy przygodowy
5. makijaż czy naturalnie
6. spodnie czy spódnica
7. biżuteria czy perfumy
8. gotowanie czy pieczenie
9. bigos czy lasagna
10.kok czy rozpuszczone
11.ze śmietanką czy bez;-)

Read more: http://malachitowa-laka.blogspot.com/#ixzz2DhH9qahc

środa, 5 grudnia 2012

Cfaftujemy dla Cordis

O tym w jaki sposób dowiedziałam się o akcji "Craftujemy dla Hospicjum Cordis", pisałam już tu. Kto pamięta ten wie, że ktoś bez mojej wiedzy zgłosił mój udział. Ale nie wycofałam się , postanowiłam że wezmę udział i uszyję coś. Więcej o tej wspaniałej inicjatywie można przeczytać u Makoliny.

Tak długo się zastanawiałam co, że przeoczyłam termin, na szczęście nie na tyle aby nie móc jednak paczki wysłać, mam nadzieje że dotarła na miejsce.

Przygotowałam króliczka Cordiska




Powstał niemal w tym samym czasie co królica Zosia.

piątek, 30 listopada 2012

Dla Dominika

Każda rzecz na świecie, która wyszła spod rąk człowieka , wynikła z jakiejś przyczyny. Jakiś bodziec sprawił, że zrodził się w ludzkiej głowie pomysł, a ręce zabrały się za jego realizację.

Z pewną historią wiąże się także królik którego pragnę Wam dziś przedstawić. 

Jakiś czas temu dowiedziałam się, że u mnie (nie dosłownie - w okolicy) grupa ludzi z potrzeby serca organizuje licytację na rzecz małego Dominika chorego na białaczkę limfoblastyczną ( można przeczytać o chłopcu i o przygotowywanej dla niego akcji tu).

Pomyślałam, że mogę wykorzystać swoje umiejętności i w ten drobny sposób pomóc. Przygotowałam na licytacje królika, którego Len nazwała Zosia.




Mam nadzieję, że królik skradnie serce licytującym i dzięki temu pomorze w zbiórce funduszy.




Nasuwają się także pewne przemyślenia. W czasie gdy humor mi nie dopisuje, a Len jest marudna i dokazuje na każdym kroku, czymże jest moje podenerwowanie, czymże są moje zmartwienia. Mam zdrowe, energiczne dziecko, radosne i ciekawe świata. Powinna już z tego powodu czuć się prze szczęśliwa. 

Nie wiem jak czuje się rodzic w obliczu ciężkiej choroby dziecka, nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale jestem w stanie sobie wyobrazić ten ból, to uczucie bezradności które rozrywa serce. Potrafię sobie wyobrazić jak wiele emocji na raz się kłębi, jak strach paraliżuje ciało.

Życie przepływa przez palce, chwile uciekają, a to w tych chwilach tkwi całe piękno życia, to te chwile sprawiają, że życie nabiera głębszego sensu. Piękno dnia codziennego to się nazywa.

Wyruszam łapać każdy uśmiech, każde westchnienie...

sobota, 24 listopada 2012

Biodrzasta tilda

O mały włos, a zapomniałabym przedstawić tę młodą damę, która powstała w okolicach września. Na co dzień towarzyszy mi w kuchennych rewolucjach, tych mniejszych i tych większych, doglądając jak prace się mają.

Ona tak sobie siedzi w tej mojej kuchni... codziennie w tym samym miejscu.... a ja o niej zapomniałam.

Więc śpieszę czym prędzej przedstawić ją światu... tylko jak, skoro ona nie ma jeszcze imienia???




środa, 21 listopada 2012

Puzzle bal czyli piłka inaczej

Te piłeczki o zabawnym kształcie spotkałam już jakiś czas temu w internecie. Niestety nie przyszło mi do głowy aby choć spróbować je uszyć, bowiem przeraziła mnie ilość części składowych jakie są potrzebne na jej wykonanie. Przeraziła mnie myśl czy ja dałabym w ogóle radę pozszywać te małe elementy. Teraz wiem, że były to nieuzasadnione obawy, bo o to są trzy piłki puzzle.




Chęć zmierzenia się z nimi zaistniała, gdy dowiedziałam się że Handmade Montessori poszukuję kogoś kto pomoże w ich szyciu i oto są dostępne tu i tu.

O samych piłkach mogę powiedzieć, że to fantastyczna zabawka dla maluszków które już samodzielnie potrafią chwytać, choć i moja Lena bardzo się nimi zainteresowała dzięki czemu stała się posiadaczką pomarańczowo-różowej.

Poszczególne elementy można obracać, dzięki czemu zmienia się jej kolor zewnętrzny, dziecko w środek może wkładać łapki bądź różne drobne przedmioty.

Samo szycie też przebiega bez większych trudności, jedynie czas odgrywa tu duże znaczenia, bowiem jest dość pracochłonna w wykonaniu, ale myślę że warto, bo efekt końcowy zadowala.


P.S. Mało brakowało, a zapomniałabym wspomnieć, że Len brała czynny udział w ich wykonaniu- pomaga wypychać wnętrza elementów :)  świetna zabawa, jeśli chce się dziecko zaangażować w szycie :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

O prezentach urodzinowych

- A wiesz że prezenty dostanę- mówi Len przed przyjazdem gości.
- Tak, a skąd wiesz?
- Bo na urodzinach zawsze są prezenty!

Już przestaje być dla niej ważny tort, który przygotowuje prawie od dwóch dni, prezenty okazują się najważniejsze.

Niestety nie udało mi się przygotować nic ekstra, ale i tak radość była wielka. A już wkrótce przecież Mikołaj i Gwiazdka więc uda się nadrobić zaległości.

Uszyłam małą poduszeczkę i równie małą kołderkę dla lalek, bo w końcu lenkowe lale doczekały się własnego łóżeczka. Przygotowywała się jeszcze narzutka i oczywiście pościel jest potrzebna, do Mikołaja może zdążę :)


Skończyłam także obszywanie lalkowej spacerówki, bo poprzednie poszycie okazało się być zbyt delikatne i nie przetrwało eksploatacji.

Naczelna lalka spośród trzech ulubionych, nosząca imię Wiktor jest stale wożona :)




środa, 14 listopada 2012

O matko sałatko

Akcja zaczęła się już w piątek... przygotowania... okazja przednia... trzecie urodziny Len.

Przygotowuję sałatkę i flaki na życzenia męża. Sałatki w ilościach nieprzyzwoitych, jedna do dzisiejszego rana jeszcze w lodówce leżała. Flaki zamiast zmieścić się w jednym garnku zajęły dwa największe jakie znalazłam w domu. Cała ja.

Jestem ostro przeziębiona, smarkata i zmęczona, ale pełna determinacji. Chce mi się.

W sobotę biorę się za wypieki. Nie potrafię piec choć bardzo bym chciała aby było inaczej, wszyscy to wiedzą. Ale nic to, i tak nie powstrzyma mnie to przed zrobieniem tortu. Lecę zgodnie z planem lecz cała reszta nie ma zamiaru ze mną współpracować. Biszkopt po półgodzinnym wygrzewaniu się w piekarniku nadal pływa. Masa zwarzona - dwukrotnie, sernik za ciężki wyszedł. Telefon do przyjaciółki wciąż na nowo wykręca numer z moim błagalnym "Ratuj moje ciasto, co mam teraz zrobić!?", "Nie stresuj się, za bardzo się starasz. Spróbuj tak i tak zrobić". Cały dzień zmarnowany, a ja nadal bez tortu- presja jest.

Kiedy ja się nauczę, że czasem lepie odpuścić- przechodzi mi przez myśl.

Biszkopt dało się odratować, z masą nieco gorzej. W niedzielę rano nim zaproszeni goście się zjawią, w akcie desperacji lecę do sklepu, cóż że to jedenasty i prawdopodobnie zamknięte wszystko, znajduje otwarty sklep, cholera to warzywniak, ale światełko się zapała bo to warzywniak i spożywczy w jednym. Uff mają masę. Tort odratowany, cóż że masa z torebki, lepsze to niż jedzenia samego biszkoptu.

Męczące to były dni... ale o dziwo wszytko wychodzi smaczne, tort znika, a ja zadowolona że się udało :)

I ta radość Lenki z przygotowanych prezentów :) bezcenne.

O prezentach urodzinowych jednak innym razem, a dziś proszę zobaczyć jaką chustę dostałą Len jeszcze przed urodzinami (prułam ją 2 razy niem powstała :))


środa, 31 października 2012

Po szmatki do Susanny

Dla tych którzy uwielbiają kolorowe szmatki, tasiemki, wesołe guziczki mam dobrą wiadomość. Powstała z inicjatywy Magdy znanej w blogowych kręgach jako Susanna niezwykła pasmanteria, gromadząca wiele wspaniałości- mam nadzieję, że ten stan rzeczy będzie utrzymywany.

Miejsce to nazywa się eTasiemka.- jednocześnie ostrzegam, że gdy ktoś raz tam zawita to już ciężko mu będzie opuścić to miejsce :)

Poniższe zdjęcia prezentują jedynie cześć zgromadzonych w sklepie artykułów.













Pragnę podkreślić że nie jest to żaden post sponsorowany, nie pisany na życzenie zainteresowanej. Wynikł z mojej nie przymuszonej woli podzielenia się z Wami tą informacją.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z bloga Susanny i zamieszczone zostały za jej zgodą

czwartek, 25 października 2012

Nadchodzi w życiu prawie każdego człowieka taki dzień, w którym poznaje osobę tę jedną, jedyną, najważniejszą na świecie. Tak też stało się w jej przypadku, spotkała go na swojej drodze i pokochała. 

13 października status ich związku przybrał nowy wymiar... stali się małżonkami. Miałam okazję towarzyszyć im w tym dniu i przeżywać razem z nimi ich szczęście.

Gabrysia czyli Panna Młoda, to jedna z tych osób za które dziękuje niebiosom, że zostały postawione na mojej drodze. I choć nasz kontakt bardzoooo osłabł jednak zawsze będę o niej ciepło myślała, bo to mądra i dobra osoba (i trochę żałuję, że nasze relacje się nie zacieśniły).

W tym szczególnym dla niej... dla nich dniu, chciałam dać im coś co zostanie na pamiątkę, co będzie przypominać o ich miłości.

Powstało bawełniane serce w kolorze zielonym (w sumie bliżej mu do seledynowego)... kolorze nadziei, po za tym moim ulubionym, więc kolorystykę dobierałam według własnych upodobań :) Ręcznie wyszyłam ich inicjały drobniutkim ściegiem oraz datę ślubu. Mam nadzieję, że ten drobny podarek znajdzie swoje miejsce w ich wspólnym gniazdku.





P.S. Trzymam mocno kciuki za ich miłość ♥ ♥ ♥

środa, 17 października 2012

Z życia wzięte

"Edukacja seksualna"

Występują:
Lena - lat prawie 3.
Kacper- lat prawie 2.
Przybrana ciocia Ala- lat nieistotne.
Mama (w mojej skromnej osobie)- lat nieistotne.

Mama: Wiesz Lenko, że Kacper będzie miał braciszka.
Lena:Tak???
Mama: Właściwie to już ma.
Lena: A gdzie???
Mama: W ciociu brzuszku

Lena robi posępną minę. Odchodzi kawałek.

- Pfyyy- prycha- Głupoty jakieś!!!

wtorek, 16 października 2012

O niepotrzebach





- Mamo co znowu szyjesz?
- Torebkę dla Ciebie
-Mamo, ale ja już mam słonikową.
-No to będziesz miała jeszcze jedną.
-Ale ja nie potrzebuję.





Może nie uwierzyć, ale moje dziecko takie właśnie jest. Skoro coś ma to więcej nie potrzebuje. Chyba, że mowa o słodyczach, ewentualnie zabawkach- to waluta której nigdy za wiele :)

Takie mało wymagające dziecko to czasem skarb, ale nieraz także utrapienie.




- Lenko pojedziemy dziś kupić Ci nowe buty- oczekuje na jej twarzy zobaczyć zachwyt, a ona co:
- Mamo, ale ja mam dużo butów, nie potrzebuję nowych.
-Twoja nóżka rośnie i już się przestaje mieścić w starych.
- Ale jeszcze się mieści
Negocjuje nadal.
- Za chwilę już będą małe, musimy kupić nowe.
- No dobra, skoro musimy.
Uff zgadza się.





Po kilku godzinach i przygotach z kulejąca obsługą w sklepach udaje nam sie w ostatnim kupić buty. Idziemu po kolejkne zakupy.
- Lenko, choć przymierzysz leginsy- okazuje się, że różni producenci w różny sposób określają długość nogawki dla tego samego rozmiaru (nawet o 10 cm!).
- Mam już leginsy nie chce, nie będę mierzyć.
- Tylko przyłoże je do ciebie.
- Nie, nie zgadzam się- wkurzam się, berbeć mały uparcie stawia na swoim, a ja nie mam zamiaru się z nią przekomarzać- nie chcesz to nie. Wychodzimy ze sklepu z dwoma parami rajtuzek, których zresztą także nie chciała i dwiema parami skarpet, które pod moją nieuwagę próbowała podmienić na takie których nie potrzebujemy.

To był bardzo męczący dzień, a ja mam nauczkę, że na drugi raz należy jednak zaopatrzyć się w wymiary dziecka i zakupy robić samemu :(

czwartek, 4 października 2012

Dla Ystin

Wypadało by podzielić się rezultatami jakie wynikły z zorganizowanego jakiś czas temu Candy. Forma była dość otwarta, to zwyciężczyni decydowała jaki wygląd będzie miała nagroda. Ystin dała mi bardzo dużą swobodę, nie było żadnego nacisku na dobór kolorystyki, wiele zależało od mojej wizji. Mogłam sobie przebierać w materiałach i decydować które będą odpowiednie. Przy okazji uporządkowałam sobie kosz z moimi skarbami, układając wszystkie kawałki według tonacji. Taki ład i porządek bardzo ułatwia pracę, szybciej i sprawniej można w ten sposób dobrać do siebie pasujące, bądź kontrastujące kolory.

 Rozpędziłam się nieznacznie, w rezultacie czego uszyłam dwie kosmetyczki, do wyboru. A wybór Ystin padł na poniższy model, zieleń połączona z niebieskim:


Dla uroczych synków Ystin powstały dwie muszki, na życzenie w typowo chłopięcych kolorach.





Paczuszka dotarła wraz z początkiem tygodnia, więc spokojnie mogę publikować jej zawartość.

Moja przyjaciółki ptzy tej okazji doczeka się pierwszej szytej prze zemnie rzeczy... chyba trochę głupio, że dopiero teraz... że wcześniej nic nie wpadło w jej ręce. No może nie do końca, bo w rekompensacie jej syn ma kilka fantów z mojej małej manufaktury :) 

Tonacja niebiesko-fioletowa, mam nadzieję, że trafi w gust, bowiem jeszcze nie została przekazana zainteresowanej.







poniedziałek, 1 października 2012

Na grzyby

Zbieracie grzyby? My zbieramy. No dobra, ja może niekoniecznie, ale moja rodzina to robi. Śmiejemy się czasem, że zauważyłabym grzyb gdybym się o niego potknęła. Dlatego może niespecjalnie lubię je zbierać, raz że zazwyczaj ich nie widzę, dwa że nie specjalnie się na nich znam, trzy jak już jakiegoś znajdę to okazuje się nie do spożycia. W zeszłym roku na przykład królował muchomor, którego potrafiłam wypatrzyć w największej krzakach :D

Muchomor jako faworyt stał się głównym bohaterem na worku przeznaczonym, na suszone grzyby. 






 Worek wykonałam dla mojej teściowej, która zajmuje się u nas suszeniem wszelkich dobrodziejstw jakie później spożywamy. Miałam mieć proste zadanie, kawałek bawełny zszyć, ale jakie to nudne. Dlatego powstał worek stricte przeznaczony do grzybków.


A tymczasem trzymajcie jutro za mnie kciuki, bo idę do lasu z Len...oczywiście na grzyby :)

piątek, 28 września 2012

Jestem sobie miś

... znam się z dziećmi nie od dziś...

... ładnie siedzę,

 ... ładnie stoję

 ...i serduszko wielkie mam,


... moje rączki są ruchome... nóżki też fikają skocznie,


 ... czasem uszko mi oklapnie.... (a teraz zadanie dla Was- kto dalszy ciąg wymyśli :) )