czwartek, 29 grudnia 2011

Około-świąteczny post

Co prawda już po świętach, ale mam mały poślizg w publikowaniu, więc nadal blogowo krążę wokół świąt.

Jako dodatek do prezentu uszyłam łapki kuchenne w kształcie serc dla mojej mamy. Całość na tyle mi się spodobała, że z wysupłanych resztek ociepliny uszyłam jeszcze jedną dla cioci, która przed świętami u nas gościła.





Miało być ich jeszcze kilka, ale niestety sprzedawcy z Allegro zawiedli i nie przyszły mi wszystkie niezbędne surowce, mimo iż zamówienie złożyłam dwa tygodnie przed świętami (może za późno!).

Gdy jednak zdołały dotrzeć zabrałam się za uszycie kolejnej sztuki, z przeznaczeniem dla pewnej zaprzyjaźnionej osoby. Niestety czerwono - zielona tasiemka okazała się nie najlepsza do lamowania, końcowy efekt mnie nie zadowolił, z racji czego łapka zostanie u mnie.




Będę miała okazję wypróbować ten uszytek, bo obawiam się, że nie do końca wszystko sobie dobrze przemyślałam. Wewnątrz wszyta jest ocieplina poliestrowa, więc empirycznie przekonam się jak, i czy w ogóle sprawdza się podczas kuchennych rewolucji.

A tymczasem, gdybym się nie pojawiła przed nowym rokiem, życzę Wam szampańskiej zabawy : )

sobota, 24 grudnia 2011

Po pierwsze życzenia, po drugie kolejne poduszki

Życzę wszystkim spokojnych i radosnych świąt, spędzonych w gronie najbliższych. Życzę wam również przyjaciół, ale takich prawdziwych, od serca. Życzę wam dużo życzliwości zarazem przyjmowanej jak i oddawanej w świat. Życzę Wam uśmiechu na co dzień. Życzę Wam… och można było by tak w nieskończoność :* … wszystkiego czego Wy sami sobie życzycie.



U mnie wszystko przebiega na razie bez większych katastrof, pomijając fakt, że Len przewróciła choinkę, gdy próbowała sobie z niej ściągnąć ciacho.

W powietrzu unosi się zapach pierników, a w garach pyrkają wigilijne potrawy. Tak, tak już mamy święta. Jeszcze kilka rzeczy muszę dopiąć na ostatni guzik i całkowicie się wyluzuje : )








Żeby zadość uczynić tematowi bloga oto poduszki jakie powstały w tym tygodniu.

Pierwsza jest już u Pauliny.




Drugą znajdzie pod choinką mój chrześniak.




piątek, 16 grudnia 2011

Świąteczny szyk

Nie byłabym sobą gdybym nie pomyślała o odpowiednim ubiorze na świąteczny czas. A skoro już usiłuje szyć to czemu by samemu nie uszyć czegoś właśnie na tę okoliczność. Padło na strój dla dzieciny.

Jest to dość dziwne, ale mam lekkiego fisia na tym punkcie, który od kąt przyszła na świat moja latorośl przeniósł się na nią. A fiś ten polega na tym, że sporo wcześniej planuje w co ubrać Len w poszczególne dni. W fazie planowania uwzględniam warunki atmosferyczne oraz plan B na wypadek ubrudzenia pierwotnej stylizacji. Zatem pod względem ubioru jestem przygotowana na każdą sytuacje. Szczęście w nieszczęściu w tym roku trochę przystopowałam z moim dziwactwem i jak dotąd nie mam jeszcze całkowicie zaplanowanej garderoby. Za to w zeszłym roku już na dwa tygodnie przed świętami wiedziałam w co ją ubiorę każdego dnia z rzędu (łącznie z planem B). Prawda ze to trochę nienormalne?! A może wy też tak macie?

☺ ☺ ☺

W tym tygodniu uszyłam prostą i myślę, że dość elegancką sukienkę. Powstała z resztek materiału w ilości sztuk 4. Co więcej materiał wykorzystałam do cna. Początkowo miała z niego powstać spódnica plisowana lub mocno marszczona, ale w porę zorientowałam się, że prawdopodobnie wystarczy go na sukienkę, więc czemu by nie spróbować tego wariantu. Szybko wyrysowałam szablon i wzięłam się do pracy. Szyło się ją bardzo dobrze i bez żadnych komplikacji. Życzę sobie i innym tak fantastycznych w obróbce materiałów.

Gorzej natomiast robiło się zdjęcia. Modelka okazała się dość niesubordynowana (może w święta uda mi się cyknać jej jakieś sensowne zdjęcie), w czasie sesji kładła się i udawała, że śpi, a gdy udawało się ją zmobilizować do wstania nie mogła ustać w jednym miejscu, bo co rusz chciała zobaczyć swoją postać na wyświetlaczu aparatu. Do tego w trakcie padła mi bateria, więc na razie jedynie cykl zdjęć podłogowo-wieszakowych.





środa, 14 grudnia 2011

Coś o choince

Boże Narodzenie to zapach choinki, no chyba że ktoś wybiera jej sztuczną wersje, na pewno mniej kłopotliwą ze względu na bark opadających igieł.

U mnie zdecydowanie króluje prawdziwa choinka, taka prosto z lasu. Pachnąca cudowną wonią iglastości, o nieregularnym kształcie stworzonym przez matkę naturę, o uroku którego nie sprawi żadne, nawet najpiękniejsze sztuczne drzewko.

Częściowo oprawą dla tegorocznego iglaka będą filcowe ozdoby, które zajmować będą najniższe gałęzie. Najniższe dla tego, ponieważ gdy się ma w domu małego łobuziaka, zawieszenie prawdziwych bombek może skończyć się katastrofą. Ja wszelkich katastrof chce uniknąć już w fazie planowania, dlatego w ostatnich dniach zrobiłam takie zawieszki.









Na mojej choince znajdzie się także miejsce dla cudowności, które dostałam wraz z wylosowaniem mojej skromnej osoby w candy na blogu Biżuteria z filcu. A oto zawartość paczuszki:

wtorek, 13 grudnia 2011

Jedno kliknięcie, a cieszy

Czas przedświąteczny i świąteczny to bardzo miłe chwile. Spotykamy się z rodziną i znajomymi, obdarowujemy się prezentami i szczerymi (mam nadzieje!) życzeniami. Lecz nie dla każdego ten czas przeradza się w pełen radości okres. Są tacy, być może nawet obok nas, którzy borykają się na co dzień z ubóstwem. Może warto otworzyć oczy na czyjeś nieszczęście i wyciągnąć pomocną dłoń.

Na stronie pomoc.pl zgromadzonych jest kilka akcji charytatywnych, wystarczy jedno kliknięcie dziennie, aby podarować komuś choć odrobinę uśmiechu i spokoju przed tymi świętami (ale także w ciągu reszty roku). Ja dziś już kliknęła, kliknę również jutro i po….pojutrze…- teraz czas na was.





I jeszcze akcja dokarmiania psiaków ze schroniska w Bydgoszczy i Gdyni. Akcja trwa tylko do 19 grudnia.

czwartek, 8 grudnia 2011

Między choróbskiem, a szyciem

Chwile mnie nie było, więc się nazbierało spraw różnych.

Po pierwsze dopadło mnie. Dopadło i nie chce puścić to choróbsko wredne. Niestety wypijane hektolitry herbaty lipowej z miodem i sokiem malinowym bardzo wolno działają. Gdyby nie farmakologiczne cuda pewnie leżałabym i kwiczała, ale skoro dreszcze i gorączka już mi przeszły pora przerzucić się na naturalne leczenia. Choć i w efekty tego zaczynam wątpić i planuję udać się do doktorka po specjalistyczną poradę. A póki co owinięta szalikiem, ozuta w dwie pary ciepłych skarpet popijam sobie moją leczniczą miksturę.

☺ ☺ ☺

Po za tym moja kariera blogowa stanęła pod znakiem zapytania. Ostatnio wspominałam, że zaginął mi aparat. Poszukiwania trwały kilka dni, kilkanaście razy prosiłam Lenkę, aby pokazała gdzie go położyła (od razu wiedziałam, że to jej sprawka). W końcu wysłuchała moich próśb. W życiu bym nie wpadła na pomysł, że mogła go ukryć w moim kaloszu. Matka odetchnąła z ulgą, bo zguba się znalazła, a córka jest z siebie dumna, bo efektywnie pomogła w poszukiwaniach.

☺ ☺ ☺

Gdzieś między kichaniem, przerażającym kaszlem i innymi chorobowymi nieprzyjemnościami uszyłam dla Len spodnie, gdyż nastaje u nas właśnie deficyt spodniowy.

Spodnie w kolorze granatowym z materiału, który dostałam od P. co słowem maluje - z tego miejsca jeszcze raz Ci dziękuję za podarki (od P. dostałam całą masę przeróżnych tkanin, w tym grube lny w różnych kolorach – aż serce się raduje). Tej granatowej mam jeszcze kilka kawałków, więc niewykluczone, że uszyję jeszcze jedną lub nawet kilka sztuk.



Z obu stron miały iść białe pasy, ale brakło mi tasiemki, więc są niby strzałki.



Tył zdobi zaokrąglona kieszonka z kwiatuszkową aplikacją wykonaną na maszynie. Aby zobaczyć jak wykonać tego typu kieszeń zachęcam do odwiedzenia Brumming, a tu tutek stworzony przez nią.





Na koniec zostawiam coś miłego, prezentowo – świątecznego, czyli słowo o Mikołajkach. Z reguły z Szanownym Małżonkiem nie robimy sobie prezentów z tej okazji, ale w tym roku uczyniłam wyjątek. Zmuszona mimo choróbska do wyjścia z domu w celach spożywczo – zakupowych, a także mikołajkowo – prezentowych dla dzieciaków sztuk trzy (chrześniacy nasi i córa), przykuł moją uwagę przedmiot, w którego posiadaniu od razu chciałam się znaleźć. Przechodząc obok stoiska z książkami w oczy rzucił mi się Podręcznik złej matki. Na głos skwitowała „O coś dla mnie”, na co pan sprzedający szczerze się zaśmiał. Kupiłam go w imieniu męża (o czym zainteresowany dowiedział się późnym popołudniem). Aby Szanowny Małżonek nie czuł się poszkodowany też coś od Mikołaja dostał : ) I wszyscy są szczęśliwi.


Zdjęcie pochodzi ze strony merlin.pl