piątek, 30 listopada 2012

Dla Dominika

Każda rzecz na świecie, która wyszła spod rąk człowieka , wynikła z jakiejś przyczyny. Jakiś bodziec sprawił, że zrodził się w ludzkiej głowie pomysł, a ręce zabrały się za jego realizację.

Z pewną historią wiąże się także królik którego pragnę Wam dziś przedstawić. 

Jakiś czas temu dowiedziałam się, że u mnie (nie dosłownie - w okolicy) grupa ludzi z potrzeby serca organizuje licytację na rzecz małego Dominika chorego na białaczkę limfoblastyczną ( można przeczytać o chłopcu i o przygotowywanej dla niego akcji tu).

Pomyślałam, że mogę wykorzystać swoje umiejętności i w ten drobny sposób pomóc. Przygotowałam na licytacje królika, którego Len nazwała Zosia.




Mam nadzieję, że królik skradnie serce licytującym i dzięki temu pomorze w zbiórce funduszy.




Nasuwają się także pewne przemyślenia. W czasie gdy humor mi nie dopisuje, a Len jest marudna i dokazuje na każdym kroku, czymże jest moje podenerwowanie, czymże są moje zmartwienia. Mam zdrowe, energiczne dziecko, radosne i ciekawe świata. Powinna już z tego powodu czuć się prze szczęśliwa. 

Nie wiem jak czuje się rodzic w obliczu ciężkiej choroby dziecka, nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale jestem w stanie sobie wyobrazić ten ból, to uczucie bezradności które rozrywa serce. Potrafię sobie wyobrazić jak wiele emocji na raz się kłębi, jak strach paraliżuje ciało.

Życie przepływa przez palce, chwile uciekają, a to w tych chwilach tkwi całe piękno życia, to te chwile sprawiają, że życie nabiera głębszego sensu. Piękno dnia codziennego to się nazywa.

Wyruszam łapać każdy uśmiech, każde westchnienie...

sobota, 24 listopada 2012

Biodrzasta tilda

O mały włos, a zapomniałabym przedstawić tę młodą damę, która powstała w okolicach września. Na co dzień towarzyszy mi w kuchennych rewolucjach, tych mniejszych i tych większych, doglądając jak prace się mają.

Ona tak sobie siedzi w tej mojej kuchni... codziennie w tym samym miejscu.... a ja o niej zapomniałam.

Więc śpieszę czym prędzej przedstawić ją światu... tylko jak, skoro ona nie ma jeszcze imienia???




środa, 21 listopada 2012

Puzzle bal czyli piłka inaczej

Te piłeczki o zabawnym kształcie spotkałam już jakiś czas temu w internecie. Niestety nie przyszło mi do głowy aby choć spróbować je uszyć, bowiem przeraziła mnie ilość części składowych jakie są potrzebne na jej wykonanie. Przeraziła mnie myśl czy ja dałabym w ogóle radę pozszywać te małe elementy. Teraz wiem, że były to nieuzasadnione obawy, bo o to są trzy piłki puzzle.




Chęć zmierzenia się z nimi zaistniała, gdy dowiedziałam się że Handmade Montessori poszukuję kogoś kto pomoże w ich szyciu i oto są dostępne tu i tu.

O samych piłkach mogę powiedzieć, że to fantastyczna zabawka dla maluszków które już samodzielnie potrafią chwytać, choć i moja Lena bardzo się nimi zainteresowała dzięki czemu stała się posiadaczką pomarańczowo-różowej.

Poszczególne elementy można obracać, dzięki czemu zmienia się jej kolor zewnętrzny, dziecko w środek może wkładać łapki bądź różne drobne przedmioty.

Samo szycie też przebiega bez większych trudności, jedynie czas odgrywa tu duże znaczenia, bowiem jest dość pracochłonna w wykonaniu, ale myślę że warto, bo efekt końcowy zadowala.


P.S. Mało brakowało, a zapomniałabym wspomnieć, że Len brała czynny udział w ich wykonaniu- pomaga wypychać wnętrza elementów :)  świetna zabawa, jeśli chce się dziecko zaangażować w szycie :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

O prezentach urodzinowych

- A wiesz że prezenty dostanę- mówi Len przed przyjazdem gości.
- Tak, a skąd wiesz?
- Bo na urodzinach zawsze są prezenty!

Już przestaje być dla niej ważny tort, który przygotowuje prawie od dwóch dni, prezenty okazują się najważniejsze.

Niestety nie udało mi się przygotować nic ekstra, ale i tak radość była wielka. A już wkrótce przecież Mikołaj i Gwiazdka więc uda się nadrobić zaległości.

Uszyłam małą poduszeczkę i równie małą kołderkę dla lalek, bo w końcu lenkowe lale doczekały się własnego łóżeczka. Przygotowywała się jeszcze narzutka i oczywiście pościel jest potrzebna, do Mikołaja może zdążę :)


Skończyłam także obszywanie lalkowej spacerówki, bo poprzednie poszycie okazało się być zbyt delikatne i nie przetrwało eksploatacji.

Naczelna lalka spośród trzech ulubionych, nosząca imię Wiktor jest stale wożona :)




środa, 14 listopada 2012

O matko sałatko

Akcja zaczęła się już w piątek... przygotowania... okazja przednia... trzecie urodziny Len.

Przygotowuję sałatkę i flaki na życzenia męża. Sałatki w ilościach nieprzyzwoitych, jedna do dzisiejszego rana jeszcze w lodówce leżała. Flaki zamiast zmieścić się w jednym garnku zajęły dwa największe jakie znalazłam w domu. Cała ja.

Jestem ostro przeziębiona, smarkata i zmęczona, ale pełna determinacji. Chce mi się.

W sobotę biorę się za wypieki. Nie potrafię piec choć bardzo bym chciała aby było inaczej, wszyscy to wiedzą. Ale nic to, i tak nie powstrzyma mnie to przed zrobieniem tortu. Lecę zgodnie z planem lecz cała reszta nie ma zamiaru ze mną współpracować. Biszkopt po półgodzinnym wygrzewaniu się w piekarniku nadal pływa. Masa zwarzona - dwukrotnie, sernik za ciężki wyszedł. Telefon do przyjaciółki wciąż na nowo wykręca numer z moim błagalnym "Ratuj moje ciasto, co mam teraz zrobić!?", "Nie stresuj się, za bardzo się starasz. Spróbuj tak i tak zrobić". Cały dzień zmarnowany, a ja nadal bez tortu- presja jest.

Kiedy ja się nauczę, że czasem lepie odpuścić- przechodzi mi przez myśl.

Biszkopt dało się odratować, z masą nieco gorzej. W niedzielę rano nim zaproszeni goście się zjawią, w akcie desperacji lecę do sklepu, cóż że to jedenasty i prawdopodobnie zamknięte wszystko, znajduje otwarty sklep, cholera to warzywniak, ale światełko się zapała bo to warzywniak i spożywczy w jednym. Uff mają masę. Tort odratowany, cóż że masa z torebki, lepsze to niż jedzenia samego biszkoptu.

Męczące to były dni... ale o dziwo wszytko wychodzi smaczne, tort znika, a ja zadowolona że się udało :)

I ta radość Lenki z przygotowanych prezentów :) bezcenne.

O prezentach urodzinowych jednak innym razem, a dziś proszę zobaczyć jaką chustę dostałą Len jeszcze przed urodzinami (prułam ją 2 razy niem powstała :))