…(lub jak kto woli bukiew) i nie zawaham się jej zjeść. Bo mi ona po prostu smakuje. Tylko musze ją jeszcze uprażyć. To jest właśnie efekt hasania po lesie. Nie wiem co ze mną nie tak, ale okropnie nudzi mnie bezcelowe spacerowanie. Nie cierpię nicnierobienia (pomijając siedzenie przed komputerem- nawiasem mówiąc straszny zjadacz czasu). Gdy Mała Pani jeszcze jeździła w wózku na spacer szłam co prawda co dzień, ale bez entuzjazmu jaki towarzyszy innym mamom z wózkami. Odetchnęłam, gdy już zaczęła chodzić. Mogłam wyjść na podwórze i się pokręcić, albo zabrać na spacer do lasu i pomagać jej zbierać liście.
A o to mój skromniutki buczynowy zbiór.
Poza tym chce pokazać poduchę, kolejny raz wytwór recyklingu. Tym razem nożyczki poszły w ruch i pocięły stare spodnie Szanownego Małżonka, zaś środek czyli to co przypomina patchwork to ścinki skracanych spodni. Ciemna kolorystyka mi bardzo odpowiada, bo poduszka najczęściej leży na podłodze i służy do siedzenia. Trochę wstyd się przyznać, ale poduszkę tę zaczęłam szyć jeszcze z lutym, a dopiero niedawno skończyłam. Co uszyłam kawałek to odkładałam gdzieś w kąt. A najszybciej o dziwo poszło mi uszycie środka, bo zapału miałam za dwóch, lub nawet trzech ludzi, tak mnie kusiło to połączenie ze sobą kwadratów. Ale nie ma co narzekać ostatecznie skończyłam ją.