Zakochałam się w tildowych maskotkach już pewien czas temu, ale w obawie przed tym, że pewnie i tak nie uda mi się czegoś takiego uszyć, zawsze oddalałam to na czas późniejszy. Aż do zeszłego tygodnia, gdy postanowiłam jednak podjąć próbę i uszyć dla córci królika. Nie żałuje, bo myślę że wyszedł całkiem znośnie, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to że małej się podoba. Dumnie paraduje z nowym „przytujańcem” oznajmiając wszem i wobec „Mój króliczek”, zresztą na samym obiekcie dzisiejszego postu widać już ślady użytkowania w postaci przybrudzeń.
Niestety królik, a właściwie królica jest bezimienna, bo przy każdej próbie nadania jej imienia moja córka spoglądała na mnie ze zdziwieniem i kwitowała „Królik”. Więc niech i tak zostanie. Będzie to królica o imieniu Królik, a pieszczotliwie Króliczek.
Śliczna ta królica!!!
OdpowiedzUsuńKróliczka taka różowiutka,że ja nazwałabym ją Rózia ;) Oj sama bym sie chętnie przytulała do takiego królaska.
OdpowiedzUsuńoj, ja też się zbieram od dłuższego czasu, ale patrząc na wyroby innych mam wrażenie, że jest to daleko poza moimi możliwościami :) może i ja również kiedyś się odważę :)
OdpowiedzUsuń