Gdy pierwszy raz usłyszałam słowo"tilda" zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie "co to jest?". Aż w końcu znalazłam lalę, trochę dziwną- ot taki długaśny chudzielec. Żeby nie było wątpliwości- nie zachwyciła mnie w ogóle.
Z czasem zaczęłam się do niej przekonywać, ujęła mnie jej nieproporcjonalność . Też zapragnęłam mieć Tildę w domu, dlatego powstała anielica, której na imię Anielcia :)
Sukienka była już prezentowane kilka postów temu. Intuicja odwiedzających - komentujących osób nie zawiodła, a najbliżej rozwikłania zagadki dla kogo jest sukienka była Ania.
Najwięcej pracy kosztowało mnie doszycie włosów. Niteczka po niteczce są nanoszone- żmudne to i pracochłonne zajęcie, ale efekt naprawdę rewelacyjny.
Ale ona śliczna!!!
OdpowiedzUsuńPiękna! a włosy, eh, pozazdrościć♥
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się wcześniej, na jaką lalę tak długa sukienka, a teraz sprawa wygląda całkiem jasno :)
OdpowiedzUsuńOj prawdziwa Anielica, piękna:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoją cierpliwość z tymi włosami. Ale rzeczywiście warto było. Kiedy następne?:))
OdpowiedzUsuńMnie jak na razie wciąż te laleczki nie zachwycają, być może też kiedyś zmienię zdanie :) Ale podziwiam włosy... cudne :)
OdpowiedzUsuń*♥*
OdpowiedzUsuń