piątek, 29 czerwca 2012

Jak to człowiek potrafi być niewdzięczny

Lecz nim rzecz o  niewdzięczności  będzie pokazać się Wam chcą trzy broszki. Wszystkie powstały z organzy, którą udało mi się "wyszarpać" od pani z kwiaciarni za 1/7 ceny jaką bym za ten sam towar zapłaciła w pasmanterii. Słowo "wyszarpać" nie oznacza, że tak ostro potrafię się targować i doprowadziłam to tak drastycznej obniżki ceny lecz to, że pani w kwiaciarni nie specjalnie chciała na metry sprzedać. Zrobiłam oczy jak osioł ze Szreka i się udało, a gdy powiedziała cenę naciągnęłam ją na dodatkowy metr :)

I oto są, trzy broszki:







 ☺  ☺  ☺

Kilka dni temu miała urodziny, z okazji tej dostałam prezent, a jakże mąż się postarał (w zeszłym roku zapomniał, więc było mi trochę przykro). Myślał, kombinował aż wpadł na pomysł i pojechał po maszynę dla mnie. Dokładnie przyjechał z łucznikową Kornelią. Normalnie powinnam się ucieszyć lecz Ci którzy choć trochę są obeznani w maszynowym rynki wiedzą, że nowy łucznik ni jak się ma do starej marki, a jedynie bazuje na wyrobionej opinii. Po drugie przecież moja dwudziestolatka jeszcze całkiem fajnie fryga i z pewnością będzie jeszcze wiele lat służyła, więc nasuwało mi się pytanie po cóż mi nowa maszyna. Jasne, w planach był zakup czegoś nowego, ale niekoniecznie już teraz.

Kornelie chciałam oddać, choć wiedziałam, że nie będzie to proste. Pan za ladą twardo trzyma na swoim. Ja wysuwam ostatni argument mając nadzieję, że on się nie połapie- art.7 ust 1. mówię, nawet nie zdążyłam dokończyć zdania- on: dotyczy sprzedaży przez internet. Ech wiedziałam że prawo nie reguluje zwrotów towaru zakupionych stacjonarnie, wujek Google dał mi na to dowody, choć znajomi utwierdzali w przekonaniu, że się mylę.

Wracam z Kornelią. Wieczorem wyciągam ją z pudełka i myślę sobie, że może należało by się zaprzyjaźnić. Jest nadzieja, że nie rozczaruję się aż tak bardzo. Przecież z dwudziestolatką na początku także miałam nie lada problemy, ale się dotarłyśmy. Może i Kornelcia okaże się całkiem przyjazna mojemu szyciu.

Cóż, nic się nie dziele bez przyczyny. Tylko jest mi teraz tak strasznie głupio, że zachowałam się w taki a nie inny sposób, zbyt emocjonalnie podeszłam do sprawy, okazując Marcinowi że prezent niekoniecznie trafiony. Teraz staram się spojrzeć na Kornelkę łaskawszym okiem, jeśli nie będzie wadliwa, jeśli nauczę się dobrze jej obsługi może się zaprzyjaźnimy. Szkoda mi jednak dwudziestolatki odstawiać w kąt, to od niej się wszystko zaczęło, więc nie wypada.

13 komentarzy:

  1. A tam od razu niewdzięczny ... impulsywny i tyle :) Ja pracuję na starym łuczniku mojej mamy podejrzewam, że więcej niż dwudziestoletnim :) i mam ciągle zamiar zawieźć ją do wyregulowania bo się zacina, ale jakoś czasu ciągle brak :) Pozdrawiam zza maszyny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anuś! Zaprzyjaźnisz się! Ma elastyczne ściegi - bajka do dzianin!
    I wiemy, wiemy, wiemy, że to nie ten sam łucznik, ale czasem tak bywa, że prezent nietrafiony w czasie może się okazać TRAFIONY, bo sama wiesz, że jak dorwiesz tanie tkaniny - to mozna się obszyć na potęgę :))) Będziesz na następne urodziny błagać o nową szafę hihihi
    I mimo, że stary łucznik nie jest zły, to zalety nowego docenisz szybciutko, zobaczysz :)***

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego właśnie nie lubię niespodzianek :(
    Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń z szycia - opisz koniecznie!
    Życzę 100% zadowolenia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A na mnie czeka stara maszyna, nie zinger ale podobna. Dręczę się i męczę odkładając wizytę - mam do przejechania trochę kilometrów. Ale dłużej już nie wytrzymam! W przyszłym tygodnu MUSI być moja! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślę, że posiadanie drugiej maszyny to wcale nie taki zły pomysł. I liczą się intencje, ale z drugiej strony... ja też nie jestem miłośniczką niespodzianek. Jak już taaaaki prezent to uzgodniony i przedyskutowany.

    OdpowiedzUsuń
  6. dostałam w listopadzie w imieninową Kornelię. Potrzebowałam jej, bo stara maszyna dogorywała...
    W moim przypadku niestety pomału Kornelcia dokonuje żywota... (po 7 miesiacach... ;/) już się rozglądam za czymś trwalszym.
    Ale za Twoją trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja szyję na Łucznikach i nawet sobie chwalę :)A z tym ,że towar mozna oddać tylko jak się kupi przez internet to prawda , mi sie aparat zepsuł po szesciu dniach i chętnie bym go oddała ,ale,że był kupowany w sklepie stacjonarnym ,to naprawiaja juz chyba drugi tydzień:(
    Piekne broszki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Już trochę Kornelkę wypróbowałam i muszę przyznać, że nie jest tak źle jak myślałam... radzi sobie całkiem dzielnie nawet ładnie zszyła mi cienką dzianinkę, co było niemożliwe na starej maszynie... puki co chwale sobie... czas pokarze co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. broszki śliczne i całkeim szybko się je robi;-)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy ja wiem czy tak szybko... prawie godzinę na sztukę... te jeszcze nie są takie duże i "puchate"... np. zrobienie kwiatu z białego woalu dla Len na opaskę (gdzieś była tu na blogu) zajęło mi prawie półtorej godziny...

    OdpowiedzUsuń
  11. http://forumprawne.org/prawa-konsumenta/57401-poradnik-konsumenta-przeczytaj.html#post258219

    OdpowiedzUsuń
  12. Odsprzedaj. Przynajmniej spróbuj. Daj ogłoszenie nawet na blogu. pozdrawiam. A swoją drogą, to w wielu sklepach można oddać. Może powiedz pani zacietej , że wymienisz na inny model, albo porozmawiaj z inną, wezwij kierownika?
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonałam się do niej i uskuteczniam szycie, bo stara nawaliła :)

      Usuń

Komentarz jest dla autora bloga czymś wyjątkowym
Dziękuję za to, że chcesz się wypowiedzieć :)