Każda rzecz na świecie, która wyszła spod rąk człowieka , wynikła z jakiejś przyczyny. Jakiś bodziec sprawił, że zrodził się w ludzkiej głowie pomysł, a ręce zabrały się za jego realizację.
Z pewną historią wiąże się także królik którego pragnę Wam dziś przedstawić.
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że u mnie (nie dosłownie - w okolicy) grupa ludzi z potrzeby serca organizuje licytację na rzecz małego Dominika chorego na białaczkę limfoblastyczną ( można przeczytać o chłopcu i o przygotowywanej dla niego akcji tu).
Pomyślałam, że mogę wykorzystać swoje umiejętności i w ten drobny sposób pomóc. Przygotowałam na licytacje królika, którego Len nazwała Zosia.
Mam nadzieję, że królik skradnie serce licytującym i dzięki temu pomorze w zbiórce funduszy.
Nasuwają się także pewne przemyślenia. W czasie gdy humor mi nie dopisuje, a Len jest marudna i dokazuje na każdym kroku, czymże jest moje podenerwowanie, czymże są moje zmartwienia. Mam zdrowe, energiczne dziecko, radosne i ciekawe świata. Powinna już z tego powodu czuć się prze szczęśliwa.
Nie wiem jak czuje się rodzic w obliczu ciężkiej choroby dziecka, nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale jestem w stanie sobie wyobrazić ten ból, to uczucie bezradności które rozrywa serce. Potrafię sobie wyobrazić jak wiele emocji na raz się kłębi, jak strach paraliżuje ciało.
Życie przepływa przez palce, chwile uciekają, a to w tych chwilach tkwi całe piękno życia, to te chwile sprawiają, że życie nabiera głębszego sensu. Piękno dnia codziennego to się nazywa.
Wyruszam łapać każdy uśmiech, każde westchnienie...